5.02.2022

Jak nauczać gdy wiedza to sposób funkcjonowania wiadomości w umyśle

 

W edukacji jest jak w podróży czy wędrówce, czasem warto przystanąć i porozmyślać. Zrobić namysł. Czasem nawet poszukać sensu lub tylko odświeżyć siebie to, co kiedyś już ustaliliśmy. Czy idziemy dobrą drogą, czy w dobrym tempie? Może trochę odpocząć, zjeść kanapkę i nabrawszy sił oraz utwierdzenia w celu, ruszyć dalej. Sesja i przerwa w zajęciach to jeden z dobrych momentów na taką refleksję edukacyjną. Po skończonych zajęcia i przed rozpoczęciem nowych. Jeszcze jeden przystanek w drodze...

Namysł i rozmyślanie czyli przetwarzanie zasłyszanych opinii, przeczytanych książek, wysłuchanych wykładów itd. Jest jak trawienie zjedzonego posiłku, musi trochę potrwać. W odniesieniu do myśli to układanie sobie ich w głowie. Przetwarzanie. Bo wiedza to nie tylko zbiór wiadomości ile przede wszystkim to sposób ich funkcjonowania w umyśle. Można dużo nawkładać, jak ubrań do szafy, ale będę leżały bezużytecznie. Gdy źle lub za dużo nakładzione, to ich nie widać i nie ma do nich dostępu. A po jakimś czasie zapominamy, że mamy. I kupujemy nowe, takie same. Tak jakby ich nie było. Pamięć ludzka gromadzi nie tylko efekty aktywności poznawczej ale także sposoby dojścia do tych efektów. Nie tylko ryby ale i wędka oraz sposób łowienia. Zatem w edukacji ważne są sposoby dochodzenie do wiadomości i wiedzy. A może nawet ważniejsze? Tak jak ta wędka, za pomocą której można każdego dnia nałowić sobie ryb.

Jeśli przyjąć powyższe, to można uznać, że absolwent musi umieć nie tylko śledzić cudze wyjaśnienia, ale także musi umieć je wytwarzać. Umieć tworzyć własne wyjaśnienia i argumentację. Wracając do wcześniejszego porównania - trzeba dać absolwentowi nie tylko ryby do torby ale przede wszystkim wędkę i nauczyć go tym narzędziem się posługiwać. Pytanie - jak to zrobić?

Prof. Klus-Tańska podkreśla, że edukacja powinna być oparta na aktywności i zaangażowaniu ucznia/studenta. Uczeń w szkole a student na uczelni musi coś robić (aktywnie zdobywać wiedzę), musi argumentować (dyskutować),  rozwiązywać problemy, podejmować wyzwania. A rolą nauczyciela/wykładowcy jest przede wszystkim zorganizować warunki i przestrzeń do takiej aktywności. 

By to osiągnąć nauczyciel musi w swej pracy tworzyć i komunikować informacje i instrukcje postępowania w zdobywaniu wiedzy. Nauczyciel musi organizować środowisko uczącego się, musi dostarczać problemów (aktualnych!) oraz monitorować proces uczenia się "posługiwania się wędką". Nauczyciel musi dyskutować i zapewniać możliwości uczenia się rówieśniczego (horyzontalny transfer wiedzy). I w końcu, bazując na relacjach, nauczyciel musi wykorzystać biografię uczniów i ich doświadczenie szkolne i pozaszkolne. Musi więc mieć czas i sposobność by poznać swoich uczniów lub studentów. 

Nauczyciel musi być "na bieżąco" by rozumieć i móc dostarczać dobre, aktualne problemy do przetwarzania uczniom. W tym zawierają się także lektury szkolne i tematy zajęć/lekcji. Nauczyciel musi umieć dyskutować. Tego trzeba go nauczyć na studiach, wdrożyć. By już był uczestnikiem takiego procesu a nie tylko wyczytał z książek, że ma taki być. Jak to wszystko zawrzeć w sylabusach, dokumentacji zajęć i innych formalnych dokumentach, które wykładowcy uniwersyteccy muszą wytwarzać? I żeby to dokumentowytwarzanie miało sens. 

Tak więc nauczyciel musi być cały czas uczestnikiem procesu a nie tylko komentatorem tego, o czym usłyszał na studiach. Trzeba samemu poszukiwać by nauczyć poszukiwania i odkrywania innych. Na uczelni wyższej jest to mocno wpisane bowiem wymaga się od wykładowców akademickich prowadzenia badań naukowych. Wymaga się nieustannego dyskutowania (na konferencjach, sympozjach, i to w gronie międzynarodowym), nieustannego odkrywania i ogłaszania odkryć w publikacjach czy referatach. A co w szkole? Kiedyś nauczyciele, co prawda nieliczni, ale prowadzili badania naukowe. Czasami nawet przechodzili w pracy ze szkoły na uniwersytet. Znam takich nie tylko z literatury ale i z autopsji. Nieliczne wyjątki? Od szkoły do uczelni, bo rozpoczęli proces badawczy i cały czas w nim uczestniczyli. Czy wynieśli ze studiów to zaangażowanie w procesie?

Żeby nauczyciel mógł sensownie pomóc uczniom np. w przygotowaniu pracy badawczej na olimpiadę biologiczną czy w konkursie E(x)plory, to sam musi uczestniczyć w badaniach lub współpracować z naukowcami. Czy jakimś elementem tej aktywności poznawczej w szkole i uczestnictwa w procesie teraz może być crowdlearning (zwłaszcza ten online), jakaś rozproszona grupa wsparcia zawodowego? Tak jak kiedyś były różnego rodzaju towarzystwa naukowe? Współuczestnictwo w grupie poznającej, odkrywającej, dyskutującej. Nie tylko wymiana pomysłów i narzędzi ale także dostrzeganie problemów i ćwiczenie się w dyskusji. Jednym słowem uczestnictwo w procesie odkrywania, dostrzegania problemów, dyskutowania. 

Nauczyciel współczesnej szkoły powinien być w grupie odkrywających nauczycieli. Nawet jeśli to są drobne odkrycia, dotyczące narzędzi dydaktycznych. Kiedyś było to odkrywanie nowych gatunków, obserwacje nowych stanowisk gatunków roślin, grzybów i zwierząt a teraz może być odkrywanie dla siebie i innych nowych narzędzi analogowych czy elektronicznych. Na taką aktywność nauczyciel musi mieć czas. Mimo, że nie jest wliczona w pensum godzin dydaktycznych "przy tablicy". Tylko wtedy będzie miał szansę być dobrym projektantem przestrzeni edukacyjnej i uczestnicząc w procesie uczyć tego swoich uczniów. 

Czy te wszystkie zadania cedować na szkołę? A może warto pomyśleć o  innym zorganizowaniu systemu edukacyjnego, włączając do procesu dydaktycznego istniejące już instytucje, stowarzyszenia i organizacje mniej lub bardziej formalne. Kto ma tworzyć środowisko wsparcia dla nauczycieli? WOM-y, ODN-y, uczelnie wyższe czy zawodowe stowarzyszenia nauczycieli lub naukowców? A może tylko grupy nieformalne? Towarzystwa naukowe? A kto to już robi? A może MEiN czy kuratoria?

Zadaję sobie te pytania w nawiązaniu do misji Uniwersytetu, w tym mojego, Warmińsko-Mazurskiego. Co i jak mogę wdrożyć już od zaraz a o czym dyskutować, bo implementacja wymaga szerszej dyskusji i akceptacji znaczeni większych gremiów?

Na ilustracji zdjęcie z małej, wiejskiej placówki edukacji pozaformalnej. Pojechałem tam w czasie wakacji by poprowadzić zajęcia dla dzieci na wakacjach. Działalność poza systemem czy w systemie? Jak sądzicie?

1 komentarz:

  1. A może w ogóle zrezygnować ze szkół, uczelni dyplomów, świadectw... To przeżytki XIX wiecznego myślenia?
    A może zamiast nich nauczanie domowe? A czemu nie kształcenie praktyczne zawodowe i rozwój osobisty oparty o osobiste zaangażowanie w przyswajanie dóbr kultury?

    OdpowiedzUsuń